poniedziałek, 20 maja 2013

Trochę o Liryce

Zastanówmy się na początek, czym jest tak w ogóle liryka. Liryka jest jednym z trzech gatunków literackich. Obejmuje ona utwory, które opisują przeżycia wewnętrzne. Do liryki zaliczamy:
  • anakreontyk
  • ballada
  • canzona
  • duma
  • dytyramb
  • elegia
  • epicedium
  • epigramat
  • epitafium
  • epitalamium
  • fraszka
  • hymn
  • limeryk 
  • madrygał
  • oda
  • pieśń
  • psalm
  • sielanka
  • sonet
  • tren
  • triolet
Lirykę można też podzielić na typy wyrażanych przeżyć :
  • miłosna
  • refleksyjno - filozoficzna
  • patriotyczno - obywatelska
  • agitacyjno - polityczna
  • funeralna
  • religijna
  • autotematyczna
  • refleksyjno - zasadnicza
  • apelu
A teraz zapraszam do czytania wierszy zamieszczonych po prawej stronie ekranu.

niedziela, 19 maja 2013

Bzy kwitną


Konstanty Ćwierk
 Bzy kwitną
 
Bzy już zakwitły, lecz nie w mem ogrodzie,
co legł samotny na wysokiej skale.
Kwiat się nie rodzi hen, gdzieś w górskim chłodzie
gdzie całun śnieżny rozrósł się wspaniale.

Pono w nizinach wiosna jest królową:
Ziemię pokryła szmaragdowa chusta...
Gdzieś, ktoś miłości szepce cudne słowo
i uśmiech stroi purpurowe usta.

Pono tam słońce co dnia kąpie ziemię
w potoku blasków tęczowych nadziei,
pono z serc spadło łez niestartych brzemię
i nie masz grzmotów ni śnieżnych zawiei

Pono bzy kwitną pachnące, wspaniałe...
Czemuż nie rosną hen, w podniebnym chłodzie?!
Ja jednak kocham swą odludną skałę,
chociaż bzy kwitną nie w moim ogrodzie,

sobota, 18 maja 2013

Z księgi wiatrów

Elżbieta Lipińska
Z księgi wiatrów
Wierzycie, czy nie, widziałam dzisiaj klucz ptaków.
Nie wiem, jakich, bo leciały zbyt wysoko,
ale klucz pod koniec grudnia
musi otwierać lub zamykać jakąś tajemnicę.

Krzyczały. Bały się czy cieszyły? Odlatywały czy wracały?
Niektórzy uważają, że stąd należy tylko odlatywać.
Ale ptaki wiedzą lepiej.
Więc nie mieszaj im za bardzo, panie pogody i burz.
Są jedną z niewielu stałych w naszym życiu.

Narzeczona

zef Czechowicz
Narzeczona
   
Wszedł na fale tucznik jutrzni pięść wparł w głąb 
ściakal długo zlotą strugą migotał w łuskach 
w ciemnym złocie liśćmi ociekł jak strugą dąb 
w ciemnym świcie wichru wyoie i pustka 

a cóżeście to tak wodę zmącili 
czemu kuźnia pod dębami nie dzwoni 
noc zesuwa się niebieska jak kilim 
w czarnym krzyku gniazd wronich 

wychodziły białe chaty na ług 
jeszcze stoi wielka rosa na ziołach 
wyjdźże młoda przestąp próg 
spojrzyj w ranek malowany 
spojrzyj bystro dokoła 

ukochany 
nie wołaj 
mam na oczach marę senną piękniejszą

a cóżeście to tak dymy rozwiedli 
że w ainosd tej nie widać wsii cdiej 
świtam rankiem słońce sunie spod jedlin 
jak twarz moja zuchwałe 

ustawiały się rzędem ploty 
chochołami róż kołysał zły wiatr 
wyjdźże młoda na jehianne zaloty 
spojrzyj chłopak u ściany 
ozarnooki czeka swat 

ukochany 
me zaloty 
sen tęskliwy mara której nie znasz

Księga Ubogich III

Jan Kasprowicz
Księga Ubogich III
 
Nie ma tu nic szczególnego, 
Żadnych tu dziwów świata: 
Fundament z skalnych odłamów, 
Z płazów świerkowych chata. 
Przed chatą mały ogródek, 
A w nim - o ludzie zmęczeni! - 
Czuwa nad naszym spoczynkiem 
Rząd pewnych siebie jasieni. 

Rozłożył swoje korony - 
O ludzie, nękani strachem! - 
Nad zrębem naszego domu, 
Nad domu naszego dachem... 
  
Nie ma tu nic szczególnego... 
Droga się snuje pod płotem - 
Skąd ona i dokąd wiedzie, 
Prawie nie myślę o tem... 
  
Bo na cóż taka świadomość, 
O ludzie, zbytnio ciekawi!? - 
Poranek zeszedł nad drogą, 
Droga się w blaszkach pławi! 

Ach! dokąd wy tak spieszycie, 
O ludzie, tęsknotą gnani? 
Tu las jest, tu potok szumi, 
Wyzwolon z głaźnej otchłani... 

Nie ma tu nic szczególnego... 
Dzwon się odezwał z wieży, 
W czerwcowych omżach południa 
Łąka rozkwitła leży. 

Pozbywa się moje serce - 
O ludzie, żyjący nadzieją! - 
Wszelakiej skazy, gdy widzę, 
Jak trawy śmiać się umieją. 
  
Gdy stojąc w progach tej chaty - 
O ludzie, żądni bogactwa! - 
Wyciągam ręce i zgarniam 
Skarby bożego władztwa... 

Nie ma tu nic szczególnego... 
Bo jakiż cud tu być może, 
Gdzie w wieczór na górskich szczytach 
Żagwią się ognie boże? 

Zagasły!... Że zgasły tak prędko - 
O ludzie, żywota chciwi! - 
l że zagasnąć musiały, 
Nikt tu się temu nie dziwi. 

Z głębin tych mroków błękitnych - 
Walczący z chwiejnością ludzie! - 
Przypływa ku mnie dziś pewność 
O cudzie i o nie-cudzie... 

Nie ma tu nic szczególnego, 
Żadnych tu dziwów świata: 
Fundament z skalnych odłamów, 
Z płazów świerkowych chata. 

Księga Ubogich II

Jan Kasprowicz
Księga Ubogich II
  
Tą samą chodzę drogą, 
Ścieżkami temi samemi, 
Lata mnie spędzić nie mogą 
Z mej udeptanej ziemi. 
Upór mój budzi zdumienie 
Nawykłych do przemian oczu, 
Lecz ja się wałęsać nie lenię 
Po jednostajnym roztoczu. 
  
Tą percią idący, tym skrajem 
Smreczynowego lasu, 
Utartym witam zwyczajem 
Twórczą robotę Czasu. 

Tu, patrząc na latorośle, 
Na świeże gałązek końce, 
Szept, bywa, ku górze poślę: 
"O Tworzycielu, słońce!" 
  
Tu, z tego miejsca, najlepiej 
Śnieżyste widzę szczyty . 
I jak się nad nimi sklepi 
Strop niebios, błękitem kryty. 

Tu spod mych stóp się wyrywa 
Młodzieńcze kwiecie poziomki, 
Tam leży gałąź krzywa - 
Odłamał cios ją gromki. 

Odłamał zeszłego lata: 
Pamiętam dobrze tę burzę 
I z tajemnicą świata 
Chodzić się dalej nie nużę. 

Nie nużę się chodzić dalej 
Po jednej tej samej drodze: 
Znam, czego nie poznali 
Pospiesznych kroków wodze. 

Ta jedna licha drzewina - 
Nie trzeba dębów tysięcy! - 
Z szeptom się ku mnie przegina: 
"Jest Bóg i czegóż ci więcej?!" 

To małę, nędzne pacholę 
Prawi mi, patrząc w oczy: 
"W twym jednostajnym kole 
Wieczność wraz z tobą kroczy..." 

Tą samą chodzę drogą, 
Ścieżkami temi samemi, 
Lata mnie spędzić nie mogą 
Z mej udeptanej ziemi...

Księga Ubogich I

 Jan Kasprowicz
Księga Ubogich I
 
Witajcie, kochane góry, 
O, witaj droga ma rzeko! 
I oto znów jestem z wami, 
A byłem tak daleko! 
Dzielili mnie od was ludzie, 
Wrzaskliwy rozgwar miasta, 
I owa śmieszna cierpliwość, 
Co z wyrzeczenia wyrasta 
  
Oddalne to są przestrzenie, 
Pustkowia, bezpłodne głusze, 
Przerywa je tylko tęsknota, 
Co ku wam pędzi duszę. 
  
I ona mnie wreszcie przygnała, 
Że widzę was oko w oko, 
Że słyszę, jak szumisz, ty wodo, 
Szeroko i głęboko. 
  
Tak! Chodzę i patrzę, i słucham - 
O jakżeż tu miło! jak miło! - 
I śledzę, czy coś się tu może 
Od kiedyś nie zmieniło? 
  
Nic, jeno w chacie przydrożnej 
Zmarł mój przyjaciel leciwy 
I uschły dwie wierzby nad rowem, 
Strażniczki wiosennej niwy. 

A za to świeżym się liściem 
Pokryły nasze jesiony 
I jaskry się złocą w trawie 
Zielonej, nie pokoszonej. 
  
A za to płyną od pola 
Twórcze podmuchy wieczności, 
Co śmierć na życie przetwarza 
I ścieżki myśli mych prości. 
  
Witajcie, kochane góry, 
O, witaj, droga ma rzeko! 
I oto znów jestem z wami, 
A byłem tak daleko!